Święta-szumy jakby trwały co najmniej rok, a trwają trzy dni.Dziwne, wszyscy je uwielbiają, ale ja nie.Co mam w nich lubić?Sztuczną atmosferę, udawane szczęście,ukrywanie kłótni, wieczne fochy i spędzanie jej ze starymi ciotkami których nikt nie lubi, a wszyscy suszą do nich zęby.Odpowiadanie na pytania, jak na komisariacie, gotowanie, sprzątanie, gotowanie, sprzątanie, wydawanie kasy na prezenty, znów sprzątanie i od nowa gotowanie, nie zapominając, że ciotka Gertruda nie trawi orzechów, kuzyn Miłosz nie zjada galaretki, babcia Urszula, ma wzdęcia po buraczkach a dziadek Stefan nienawidzi ciasta w każdej postaci, ponieważ kojarzy mu się z wojną.Jednym słowem JAKAŚ PARANOJA -_- Jedyną korzyścią, z tego całego bagna to, to, że zobaczę JEGO, przyjeżdża na święta.Pewnie nawet nie zwróci na mnie uwagi, ale go zobaczę.Szkoda, że o mnie zapomniał, na rzecz sławy, pieniędzy, innych lasek, ale co ja zrobię, że jakaś część mnie lgnie do niego jak do magnezu.Ja chyba, najzwyczajniej w świecie, potrzebuje bólu do życia.Gdy byłam w sklepie, przyłapałam się na patrzenie na jego ulubione perfumy, ba ja się zastanawiałam czy nie kupię mu ich na święta!Jestem chora psychicznie, on pewnie już nawet nie pamięta, że istnieje ktoś taki jak Rose Mcarter.No wiecie, ja lubię się dołować.Naprawdę coś czuję do niego, te jego, oczy włosy, dołeczki.Ugh, Rose ogarnij się, on nie wróci z bukietem twoich ukochanych róż i nie przeprosi.Starałam się zapomnieć o nim, o nas, chodziłam po mieście.Biały puch spadał z nieba, ludzie biegali, zapewne po prezenty, szukając otwartych sklepów.No bo w sumie, mało jest ludzi którzy 24 grudnia, zamiast jeść w gronie rodziny, wigilijną kolacje, chodzi bez celu po mieście.Nic nie poradzę, na to, że brązowe delikatne loczki, białe ząbki, dołeczki i te śliczne zielone spojrzenie, tak głęboko utkwiły w moim sercu.Poznałam go 6 lat temu.Byłam nowa w klasie, tylko on ze mną rozmawiał.Zaprzyjaźniliśmy się, rok później zostaliśmy parą.Kto by uwierzył, że nigdy oficjalnie się nie rozstaliśmy.Wyjechał do x-factora, trzymałam za niego kciuki.Z tygodnia na tydzień, coraz rzadziej dzwonił, mniej pisał, aż w końcu w ogóle przestał.Znalazł sobie inną, całkowicie zapominając o tej jego "malutkiej Rose", czekającej na telefon.Pogodziłam się w końcu, że zapomniał o mnie całkowicie.Powinnam go za to nienawidzić, ale ja nadal czuje do niego to co kiedyś, a moje uczucie rośnie, zabijając mnie od środka.Katowałam się wspomnieniami, naszymi wspólnymi świętami.Tym jak oboje się z nich nabiajliśmy i każdego roku o 8 wieczorem wychodziliśmy na spacer.Spojrzałam na zegarek i ujrzałam godzinę 8.15.Zaśmiałam się, zastanawiają czy czasem, on też nie krąży gdzieś po mieście.Pewnie nawet nie pamięta, że kiedyś robił coś takiego.Naprawdę bardzo chciałabym go nienawidzić, ale nie potrafię.Głośno westchnęłam i rozejrzałam się, czy moje nogi też chcą, abym się załamała?Przyprowadziły mnie wprost pod jego dom, spojrzałam przez odsłonięte okno do środka.Widziałam Gemmę biegającą z talerzami od stołu do kuchni, Ann i jej męża siedzących spokojnie przy stole, zobaczyłam też JEGO.Siedział do mnie bokiem z zamyśloną miną, udając, że słucha co inni do niego mówią, zawsze tak robił.Szybko pożałowałam, że tam zaglądnęłam.Gemma zauważyła mnie przynosząc talerze, zostawiła je na stole i pędem puściła się do drzwi.Zawsze się lubiłyśmy, ale nasz kontakt urwał się.Chciałam odejść, uciec, zniknąć, ale nogi wrosły mi w ziemię i odmówiły posłuszeństwa.Harry powędrował wzrokiem za okno i także mnie zauważył, teraz już naprawdę ze spokojem mogłam zwiać. Wytężyłam całe swoje ciało, ale ktoś złapał mnie w ramiona.No tak, Gemma
-Rose, jak ja cię dawno nie widziałam, tęskniłam, wszyscy tęskniliśmy!
-Chyba nie do końca wszyscy-mruknęłam prawie bezgłośnie-ja też tęskniłam, ale wracaj już do środka, nie zawracaj sobie mną czasu-uśmiechnęłam się najnaturalniej jak potrafiłam.
-Żartujesz sobie chyba, właź do środka, zagrzej się, jesteś zmarznięta
-Nie, nie, nie trzeba.Pójdę już-odwróciłam się w stronę z której przyszłam, dziewczyna wydała pomruk niezadowolenia i wróciła do domu.Gdy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi, pędem ruszyłam w przeciwnym kierunku.Jego widok sprawił mi tyle bólu, ile nie zaznałam nigdy wcześniej.Biegłam dając upust łzom zgromadzonym pod powiekami.Wpadłam do mieszkania, wszyscy szykowali wigilię, ja bez sowa, nie zdejmując nawet przemoczonych butów, wbiegłam do swojego pokoju i upadłam na łóżko.Chciałam, zniknąć, umrzeć, albo najlepiej nigdy nie poznać Harrego, a nawet nigdy się nie urodzić.Wszystko byle nie czuć tego narastającego, we mnie bólu, tęsknoty, miłości.Czemu mi nadal na nim zależy, on tyle razy mnie zranił.Smutek zamienił się we wściekłość na samą siebie, miałam ochotę coś rozwalić.Chwyciłam pierwszą lepszą poduszkę i rzuciłam nią w ścianę, następnie tak samo postąpiłam z budzikiem.Moja agresja lekko opadła i powoli starałam się uspokoić i wrócić do normy.Wzięłam parę głębokich wdechów i usiadłam po turecku na dywanie, przymykając oczy i zagryzając wargi.Muzyka, potrzebuję muzyki, głośnej, zagłuszającej moje myśli, szybko, natychmiast teraz.Nie zwracając uwagi na pukanie w drzwi, walenie i krzyki mamy, że mam otworzyć
-Zostaw mnie, muszę pobyć sama!-wydarłam się przeszukując szufladę w poszukiwaniu Mp3.Odnalazłam przedmiot wcisnęłam w uszy słuchawki, puściłam jakiegoś ostrego rocka, po którym przyszedł czas na metal.Muzyka rozrywała mi bębenki, ale dzięki niej nie myślałam o niczym innym jak o jej nieznośnej głośności.Potrzebowałam wyłączenia się, musiałam odetchnąć.Nie słyszałam nic, nie chciałam słyszeć, poczułam otulający mnie chłód.Otworzyłam oczy i myślałam, że mam jakieś zwidy.Przede mną stał on, miał w ręce wielki bukiet kwiatów, misia i jakąś reklamówkę.
-Wyjdź!
-Ale, daj...-nie pozwoliłam mu dokończyć, jak mogłam zatrzymywałam strumień łez gromadzący sie w moich oczach
-Po prostu, wyjdź, zniknij, zostaw mnie w spokoju, nie chcę słuchać tłumaczeń
-Proszę
-Wsadź sobie to "proszę", zostawiłeś, zapomniałeś, olałeś, masz mnie gdzieś.Teraz co, powiesz "przepraszam" dasz mi jakieś badyle, pluszaka i będę cie całować po butach, bo słynny Harry Styles, się do mnie odezwał.Jesteś pierdoloną gwiazdeczką, egoistyczną i mającą w dupie uczucia innych!-krzyczałam na niego i biłam pięściami w jego tors.Stał, przyjmując kolejne ciosy słowne, miał w oczach, ból, smutek.
-Wiem, ja wiem, to wszystko prawda.Do tego jestem, świnią,chamem, ciotą, debilem, osłem, nie obrażając tego zwierzęcia, i skończonym dupkiem.Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.Jestem też osobą, szaleńczo zakochaną w jednej brunetce, która teraz mnie nienawidzi, zraniłem ją, bo jestem naprawdę wielkim idiotą, gdyż uznałem, że beze mnie, będzie jej lepiej.Nie chciałem, żeby tłum paparazzich, śledził jej każdy krok, żeby miliony rozwrzeszczanych nastolatek jej groziły, nie przewidziałem jednak jednego.Kocham ją nad życie, zawsze tak było i zawsze będzie, nie przyszedłem po wybaczenie.Nie liczę na nie, chcę tylko żebyś to wiedziała.Zdaję sobię sprawę, jak strasznie zawaliłem, ilekroć tu przyjeżdżałem, przychodziłem w nocy pod twój dom, zaglądałem przez okno.To brzmi, jakbym był upośledzony umysłowo, ale nie potrafiłem przyjść i przeprosić.Pamiętam wszystko co mi powiedziałaś, kiedy wyjeżdżałem.Chociaż to był trzy lata temu, chciałbym cofnąć czas, ale nie mogę.Przepraszam, jeśli kiedykolwiek, będziesz mogła, to proszę wybacz mi, rozumiem, jeśli mnie nienawidzisz.Chciałem tylko żebyś wiedziała-powiedział patrząc w moje oczy
-Co ty sobie myślałeś, że tak sobie o pstryk zapomnę, o trzech latach życia, że machnę na ciebie ręką.Na prawdę nie widziałeś, że nie jesteś mi obojętny?Dzień w dzień, coś we mnie umiera, coś zabija mnie od środka, myślę co zrobiam źle, czy o mnie pamiętasz.Tyle razy widziałam cię w telewizji, za każdym razem wmawiałam sobie, że to nic, że to tylko szara przeszłość, że już nic do ciebie nie czuję.Niestey, nie da się oszukać samego siebie!
-Przepraszam
-I wiesz co jeszcze, kocham cię.Ja cie kurwa nadal kocham, starałam się znienawidzić, ale nie potrafię.Najzwyczajniej w świecie jestem w tobie zakochana!-w jego oczach zapaliły się iskierki nadziei.Oboje milczeliśmy, zastanawiałam się.Czy ja mogę mu wybaczyć, tak po prostu, bez niczego?Jaką ja mam gwarancję, że za dwa tygodnie nie wróci do Londynu i znów przypomni sobie o mnie za rok, albo nigdy? A ja będę gnić tutaj i umierać z tęsknoty i własnej głupoty.
-Jest szansa, że mi wybaczysz?
-Ja już ci wybaczyłam, ale jaką mam gwarancję, że znów mnie nie olejesz, wrócisz do Londynu, ja będę za to gnić w Holmes Chapel a od środka będą mnie zabijać wspomnienia
-Nigdy, przenigdy, znasz mnie.Spójrz mi w oczy-chwycił mój podbródek tak, że spoglądałam w jego paczadła- Przysięgam już nigdy cię nie zostawić, jeśli sama mi tego nie zlecisz, a wtedy oszaleję, ponieważ kocham cię całym sercem, duszą, ciałem i umysłem-mówił prawdę.Można być najlepszym kłamcą i nawet się nie zająknąć, ale oczy nigdy nie nauczą się kłamać.Po policzku pociekła mi jedna pojedyńcza łza, którą chłopak otarł kciukiem.Czy jestem w stanie znów mu zaufać?Mogę spróbować, do jasnej cholery ja go kocham, muszę spróbować!
-Rose, może damy nam jeszcze jedną szansę?-zapytał z nadzieją.Delikatnie się uśmiechnęłam i musnęłam usta, zaskoczonego chłopaka.Tęskniłam za tym.Chłopak z taką delikatnością, muska moje wargi, powoli, delikatnie, czule.Nasze usta pasowały do siebie idealnie, jakby były dla siebie stworzone.Brunet wkładał w ten pocałunek całe swoje serce, abym poczuła, że naprawdę mi na mnie zależy.Biła od niego miłość i szczęście, ślepy by ja poczuł.Motyle wariowały w moim brzuchu, z każdym jego dotykiem zakochiwałam się jeszcze bardziej.Oderwaliśmy się od siebie, chłopak spojrzał w moje oczy i ostatni raz musnął moje usta.Wtuliłam się w niego, powoli wdychając zapach jego perfum.Położyliśmy się na moim łóżku, tak zwyczajnie ciesząc się swoja bliskością.Bez słów, czy pocałunków.Po prostu się przytulając.Tak bardzo za nim tęskniłam.Wigilijne cuda, są jednak prawdą,
chyba polubię to święto.
______________________________________________________________________________
Imagin, o Harrym, jakoś tak mnie naszło. Teraz część ostatnia, spóźnione życzenia, dla Louisa :D
I tak tego nie przeczyta, ale no wiecie, tak dla zasady.
Życzę Ci, zdrowia radości, szczęścia z Eleanor, dużo marchewek, zdrowych Kevinów, nwm czego jeszcze.Także, wiedz, że cię kocham tak jak wszystkie directioners <333
2011
2012
Takie zdjęcia, uhuhu jaki on teraz mraśny :) Jeszcze raz, kocham cię staruszku.Teraz mozesz legalnie się schlać w USA :D
Jakie to słodkie ! Tego mi było trzeba ! Nienawidzę tego święta od wczoraj, ale po tym Imaginie jest mi dużo lepiej. Dziękuje, dziękuje, dziękuje ... chyba uwierzę w cuda :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój nowy blog ;)
http://pain-and-love-1d.blogspot.com/
Hej hej :) świetna historia, czekam na następny i mam nadzieję, że wpadniesz do mnie www.1d-diary.blog.onet.pl :) Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam!x
OdpowiedzUsuń